Le Petit Marseillals - mleczko regenerujące z woskiem pszczelim

Cześć! 

Tak wiem, znów zaniedbałam bloga. Przez ostatni tydzień, nie miałam siły, ochoty, ani weny, żeby pisać. Nawet Grzesiek się tym zaniepokoił. Odpowiedziałam mu wtedy, że nie będę pisała na siłę, albo bez sensu. Na szczęście minęło.
Przychodzę do Was z kosmetykiem, który przywędrował do mnie, dzięki sąsiadce, której jego zapach nie przypadł do gustu. 
A co ja mam do powiedzenia, o mleczku regenerującym od Le Petit Marseilllals? Zapraszam!


Jak pamiętacie, jakiś rok temu, pisałam o mleczku nawilżającym, o którym możecie przeczytać tutaj.
Butelka w kolorze beżu, wykonana z nieprzeźroczystego plastiku. Pojemność 250 ml. 
Szata graficzna jest delikatna i stonowana. Na opakowaniu znajduje się kilka najpotrzebniejszych informacji.


Mleczko wydobywam przez brązową pompkę, która nie stwarza żadnych problemów. Według mnie jest to najhigieniczniejsza metoda wydobywania produktu z butelki, bo nie musimy wkładać tam palców i rozsiewać bakterii ;)


Mleczko jest w kolorze białym. Ma konsystencję śmietanki o bardzo przyjemnym zapachu, kojarzącym się ze słodkością miodu. 


Skład: 



Wiem, że wielu osobom przeszkadza parafina, wysoko w składzie. Kiedy stosujemy ją na ciało, nic nam nie grozi. Jedynym minusem jest to, że mleczko nie wchłania się w skórę i zostaje tłusty film. No i dlatego, jest dla mnie hitem na wieczór, kiedy nie muszę się ubierać. 
Mleczko było ze mną nad morzem, kiedy moja skóra w połączeniu ze słoną wodą i słońcem, potrzebowała ratunku. W tym wypadku sprawdzało się nie źle. Z reguły, moja skóra jest sucha lub bardzo sucha. Mleczko dobrze natłuszcza i nawilża. Co do regeneracji to jakoś nie widzę wspaniałych wyników. Mimo wszystko, skóra wygląda zdrowo i nie jest przesuszona i przez chwilę smakowicie pachnie. Nie rozumiem osób, którym przeszkadza ten zapach. 
Jeśli miałabym porównać mleczko regenerujące do mleczka nawilżającego, to różnią się jedynie zapachem. Nie ma żadnej różnicy w działaniu... 

Szkoda tylko, że wymienione składniki typu aloes, czy masło shea, są tak nisko w składzie. 
Mleczko w miarę możliwości dobrze spisuje się w swojej roli, dlatego wracam do niego dość często. Polecam je na zimę, najlepiej na wieczór.

Moja ocena: 4/6

Mleczko można dostać w większości drogerii, typu Rossmann czy Natura, w cenie około 15 zł. Często jest na promocji, dlatego wtedy można się na nie pokusić. 

Skusisz się?





14 komentarzy:

  1. Czyli nie dla mnie ;) Podobnie jak inne produkty LPM ;)

    OdpowiedzUsuń
  2. jestem ciekawa tego zapachu :) na promocji sięgnę, czemu nie.

    OdpowiedzUsuń
  3. LPM jeszcze nie znam, ale ten produkt mogłabym wypróbować :D

    OdpowiedzUsuń
  4. Ach ten tłusty film - nie lubię tego! ;p A ogólnie to LPM jest mi całkowicie obce, jeszcze nic z tej firmy nie miałam.

    OdpowiedzUsuń
  5. całkiem całkiem mam to drugie i ogromnie podoba mi się zapach, a parafiny się nie boję na ciele, no chyba, że mowa o twarzy to już nie bardzo

    OdpowiedzUsuń
  6. Zapach może być fajny, ale szkoda, że zostawia warstwę na skórze :/

    OdpowiedzUsuń
  7. Jak zapach ma coś wspólnego z miodem, to niestety nie jest dla mnie :)

    OdpowiedzUsuń
  8. A już myślałam, że nadawałoby się na moje wiecznie wysuszone nogi po goleniu, ale nie lubię tłustego filmu :(

    OdpowiedzUsuń
  9. nie miałam jeszcze nic z tej firmy i jakoś mnie nie kuszą te kosmetyki ;)

    OdpowiedzUsuń
  10. Jeszcze nie miałam nic z tej firmy. Szkoda, że zostawia tłusty film... nie wiem czy zapach mi to wynagrodzi ;)

    OdpowiedzUsuń
  11. Nie znam jeszcze nic z tej firmy, ale ich mleczka mnie kuszą więc prędzej czy później kupię ;)

    OdpowiedzUsuń
  12. Mam ich żółte mleczko, ale jeszcze nie używałam.

    OdpowiedzUsuń
  13. Wosk pszczeli brzmi świetnie. Lubię miodzik i wszystko co pszczele.

    OdpowiedzUsuń

Jestem wdzięczna za każdy komentarz.
Wpadaj częściej! :)