Cześć!
Do tego wpisu zbierałam się bardzo długo, bo od stycznia. Cały czas planowałam, jak się do tego zabrać i w końcu wymyśliłam. Wpierw napiszę Wam kilka słów o soli, a później dam przepis na lawendowy peeling solny.
Sól dostałam na noworocznym spotkaniu blogerek, które organizowałam w duecie z Kasią. Miałyśmy wtedy wybór zestawów. U mnie padło na zestaw, w którym była sól jodowo bromowa. Dlaczego wybrałam akurat tą sól? Pomyślałam, że będzie idealna, na moją niedoczynność tarczycy, oraz, że można zrobić z niej peeling.
Co mi z tego wyszło? Zapraszam! :)
Sól znajduje się w wysokim i dość dużym, przeźroczystym słoju, który jest odkręcany i nie ma żadnego problemu z wydobywaniem soli. Pojemność słoja to 1,2 kg.
Na etykiecie znalazłam kilka informacji o soli, jej działaniu i przeciwskazaniach:
Sól mi się trochę pozbijała, bo stała w szafce pod zlewem w łazience i nabrała trochę wilgoci. Ale to w ogóle w niczym nie przeszkadza.
Ma kolor mlecznej żółci i nie pachnie za ładnie.
No to zabieramy się za tworzenie peelingu:
Co nam będzie potrzebne?
*puste opakowanie, ja wykorzystałam to po peelingu z Love Me Green,
*łyżeczka,
*olejek - dowolny, ja wybrałam arganowy,
*olejek eteryczny, według uznania, u mnie padło na lawendowy Mokosh,
*no i oczywiście sól jodowo bromowa.
Wsypałam sól do pustego opakowania: w zasadzie, możecie wsypać ile Wam się żywnie podoba. Ja wypełniłam 2/3 opakowania, tak, żeby móc ją mieszać.
Wlałam olejek: rodzaj według uznania. Jeśli chcecie peeling mocno tłusty, wlejcie więcej. Jeśli olejek ma być tylko bazą, dajcie go mniej.
I kilka kropli olejku eterycznego, najlepiej Wasz ulubiony zapach.
Wszystko razem wymieszałam i gotowe! Można się peelingować.
No i mamy peeling. W dodatku, taki jak lubię czyli solny i ostry.
Stosuję go głównie po prysznicu. Podczas peelingu, mój nos jest pieszczony, uspokajającym aromatem lawendy, zaś skóra pozbywa się martwego naskórka i zostaje wymasowana, gładka i mocniej ukrwiona.
Dzięki olejkowi, którego dodawałam do peelingu, na skórze zostaje lekki tłusty film, który po czasie się wchłania.
Balsamowanie po tym peelingu nie jest konieczne, ale jak kto woli.
To już moje drugie takie "opakowanie". Przy pierwszym razie, podchodziłam do tego peelingu jak pies do jeża. Jednak się przekonałam.
Sól dostępna jest w sklepie Mokosh, w cenie 39,90 za 1,2 kg. Według mnie to korzystna cena. Bo peelingi naturalne kosztują miliony monet, a z jednego takiego słoika, powstanie kilka takich opakowań peelingów.
Moja ocena: 6/6
Peeling jest naturalny i skuteczny. Czego chcieć więcej?
Polecam!
Pozdrawiam.
O takiej soli jeszcze nie miałem
OdpowiedzUsuńŚwietny pomysł, chyba się skuszę :)
OdpowiedzUsuńfajniutki pomysł ;)!
OdpowiedzUsuńSuper pomysł :) Ja robię peeling z kawy :)
OdpowiedzUsuńBardzo lubię takie ręcznie robione peelingi :)
OdpowiedzUsuńŚwietna sprawa, przyda mi się taki peeling ;-)
OdpowiedzUsuńŚwietny przepis na peeling.
OdpowiedzUsuńJa się czaję na te sole Mokosh z myślą o Juniorku. Zużywam takich rzeczy bardzo dużo do kąpieli dla niego :)
zainspiruję się Tobą, wykorzystam swoją leczniczą gorzką sól, dzięki!
OdpowiedzUsuńulalala, lubię ! ;D
OdpowiedzUsuńSama nie eksperymentuję, ale uwielbiam takie mocne peelingi więc gdyby ktoś mi taki sprezentował, używałabym z chęcią:)
OdpowiedzUsuńFajny pomysł :)
OdpowiedzUsuńkupiłam tą sól mojej babci i podobno ma pomagać też w bólach reumatologicznych i ogólnym zmęczeniu, ale sama jej jeszcze nie próbowałam chociaż jestem bardzo ciekawa :)
OdpowiedzUsuńJa takiej soli używałam do kąpieli przy bólach stawów :) a w peelingu nie, ale może się skuszę :)
OdpowiedzUsuńJa jedynie robiłam peeling kawowy, ale robił troszkę bałaganu w łazience :D Takie peeling to co innego :P
OdpowiedzUsuń