Nie wiem jak Wy, ale ja bardzo lubię używać skarpetek złuszczających. Robię to co najmniej co 2-3 miesiące. Wiem, że to dla moich stóp coś dobrego, bo zrzucają dużo martwego naskórka, który nie udało mi się usunąć tarką. Ostatnio będąc w Rossmannie, trafiłam na skarpetki Lirene, o których niedawno czytałam w internecie. Chciałam je sprawdzić na swoich stopach i ocenić czy są warte zachodu czy nie. O tym poczytacie niżej.
Opakowania skarpetek się powielają: większość, to wąska kartonowa saszetka, w której jest zamknięta dużo mniejsza saszetka, szczelnie zapieczętowana. Wygląd opakowania jest bardzo optymistyczny. Kojarzy się z latem, a to przecież o tej porze roku najbardziej dbamy o stopy.
Mniejsza foliowa saszetka, w której zamknięte zostały skarpetki, jest szczelnie zamknięta, żeby nie dotarło do niej światło. Jest to tak skonstruowane, żeby zawarte w nich serum, nie straciło swoich cennych właściwości.
Po otwarciu saszetki, moim oczom ukazały się dwa smerfne buty. A tak poważnie to dwie skarpetki, wykonane z miękkiego, jakby fizelinowego materiału. Co mi się w nich podobało? Żeby je otworzyć, nie potrzeba nam nożyczek. Wystarczy rozerwać górną część i można wkładać w nie stopy.
Procedura używania skarpetek jest taka sama jak zawsze: najpierw należy umyć i osuszyć stopy. Następnie rozerwać i włożyć w nie stopy i dla lepszego efektu, założyć bawełniane skarpetki. Po upływie 60-90 minut, zdjąć skarpetki, dokładnie wypłukać nogi i czekać na efekty.
Podczas noszenia skarpetek czułam mrowienie, które przerodziło się w chłód. Zawsze po użyciu, mam bardzo zimne stopy i nie umiem ich rozgrzać.
Zaraz po zabiegu, moje stopy były mocno przesuszone. W pewnym momencie czułam, jakby ta skóra zaczęła się odrywać od reszty. Nie jest to przyjemne uczucie, ale niestety towarzyszy tego typu zabiegom.
Pierwsze łuszczenie zauważyłam już po 3 dniach. W czwartej dobie, skóra odchodziła mi płatami. Nie ukrywam, że trochę jej pomogłam...
Po 7 dniach, skóra na podeszwie była złuszczona, a stopy były gładkie, niczym pupa niemowlaka. Ale łuszczenie przeszło na górną część. Jeśli Was to denerwuje i wiecie, że skóra na górze nie potrzebuje złuszczenia, wystarczy zrobić peeling. Ja to przeczekałam.
Powiem Wam, że nie żałuję, że kupiłam te skarpetki. Ostatnio w ogóle nie umiałam zmusić się do wykonania pedicure tarką. Jeśli to się zdarzyło, robiłam to byle jak, dlatego efekty były marne.
Na dzień dzisiejszy, jestem trzy tygodnie po zabiegu i moje stopy wciąż są gładkie i miękkie. Polecam ten zabieg każdemu. Najlepiej wykonywać go w czasie, kiedy jeszcze chodzimy w pełnych butach, bo widok mocno łuszczącej się skóry nie należy do przyjemnych.
Moja ocena: 6/6
Skarpetki złuszczające Lirene, dostaniecie w Rossmannie, w cenie 15,99 zł. Opłaca się! Ja polecam! Skorzystam z nich nie raz! :)
Pozdrawiam!
Tez regularnie robię złuszczanie. Uwielbiam takie skarpetki. To super wynalazek.
OdpowiedzUsuńChyba się na nie skuszę :)
OdpowiedzUsuńja testowałam tylko skarpetki z Bielendy, również sie sprawdziły ;)
OdpowiedzUsuńAsia wyjdź. Mój portfel cię kiedyś zabije;d
OdpowiedzUsuń