W moim życiu nastąpiły niewielkie zmiany, co poskutkowało tym, że mam trochę więcej czasu. Mam zamiar go poświęcić wewnętrznemu wyciszeniu, nauce i blogowi. Chcę wrócić tu na stałe i pisać regularnie. Trzymajcie kciuki, żeby mi się udało. Mam dla Was mnóstwo fajnych rzeczy: relację z dwóch spotkań, pudełko, kilka cudownych recenzji... Oby mi się udało.
Mój wielki powrót zacznę od rozliczeń. Dziś chciałabym Wam się pochwalić, co zużyłam w ciągu czterech miesięcy. Nie ukrywam, że niemało się tego nazbierało, dlatego herbata i ciacho w dłoń i zapraszam do czytania.
Włosy:
- Element - szampon w wyciągiem z kiełków pszenicy i aktywnym węglem, jest odkryciem tego roku, dzięki ShinyBox. Dokładnie czyści włosy i skórę głowy. Aktywny węgiel przyciąga zabrudzenia i je usuwa. Niestety szampon lekko przesusza włosy, ale dla mnie to nie problem. Zawsze gdy go używałam, na włosy nakładałam maskę lub mocniejszą odżywkę i to się sprawdza. Polecam osobom z tendencją do przetłuszczania się włosów. Kupiłam już drugie opakowanie.
- Syoss Salonplex - szampon do włosów zniszczonych, używałam go od czasu do czasu. Nie sprawdził się u mnie solo, ponieważ obciążał mi włosy. Używałam go po wcześniejszym oczyszczeniu. Zadowolony z niego był mój Mąż. Ja do niego nie wrócę.
- Loton - szampon odbudowujący z keratyną, nie polubiliśmy się od razu, ale dałam mu drugą i trzecią szansę. Dobrze domywał włosy i nie wysuszał ich. Były mocne, sprężyste i witalne. Kiedyś chętnie do niego wrócę.
- Batiste - suchy szampon wersja Tropical i Cherry - jak dla mnie, to najlepsze suche szampony na rynku. W widoczny sposób odświeżają włosy i dodają im objętości. Ich dodatkowym atutem jest przyjemny zapach. Przetestowałam większość wariantów i żaden mnie nie zawiódł. Chętnie do nich wracam.
- Biały Jeleń - fitokoktajl do mycia włosów. Naturalny szampon bez żadnej większej chemii. Całkiem fajnie sprawdził się na moich włosach. Dobrze je domywał i pozostawiał świeże. Chętnie do niego wrócę.
- Pantene Pro V, Aqua Light - odżywka, którą bardzo polubiły moje włosy. Sprawdzała się na nich idealnie: włosy były nawilżone, błyszczące, ale nie obciążone. Jedna z lepszych odżywek, które dostaniecie w drogerii.
- Balea - odżywka z wodą kokosową - również bardzo przypadła mi do gustu, ze względu na zapach i nie tylko. Dbała o moje włosy, które po niej były nawilżone i błyszczące. Szkoda, że nie dostanę jej stacjonarnie w Polsce, bo chętnie bym ją kupiła.
- O'Herbal - maska do włosów, która pachniała jak sucha trawa. Nie jest to zbyt przyjemny zapach. Ale lubiłam tą maskę. Dlaczego? Dbała o moje włosy, nie obciążała i sprawiała, że były mocne. Chętnie do niej wrócę.
- GlySkinCare - maska z organicznym olejem z opuncji figowej, którą stosowałam w momentach kiedy moje włosy potrzebowały szczególnej uwagi: były mocno przesuszone lub się puszyły. Wygładzała je, nawilżała i potrafiła doprowadzić do stanu w którym mogłam się pokazać w rozpuszczonych włosach. Szkoda, że się skończyła. Szukam dla niej zastępstwa.
- Marion - olejek, który stosuję do ochrony końcówek. Wyrobiłam sobie taki nawyk, że po myciu i wysuszeniu włosów ręcznikiem, muszę coś nakładać na końce. Przez ostatni rok nie potrafię sobie wyobrazić gdybym mogła to robić bez silikonowego serum z Marionu.
Twarz:
- Tołpa - eskpresowy żel do mycia twarzy pobudzający skórę - był najlepszym myjadłem do twarzy, które stosowałam do tej pory. Dokładnie zmywał resztki makijażu czy sebum, przy czym w ogóle nie wysuszał ani nie napinał skóry. Jak znajdę go stacjonarnie to chętnie do niego wrócę.
- Figs&Rouge - naprawcze serum, które miało za zadanie utrzymać skórę w jak najlepszej kondycji. Używałam je prawie całe lato pod krem i powiem Wam, że zauważyłam, że moja skóra była fantastycznie nawilżona i wyglądała po prostu dobrze. Bardzo je polecam!
- Kueshi - emulsja na noc - nie wiem dlaczego tubka się wytarła. A sama emulsja nie spełniła moich oczekiwań. Nieprzyjemnie pachniała i w zasadzie nic nie robiła. Nie polecam.
- Dr. Konopka - głęboko oczyszczający peeling - sprawdził się u mnie bardzo dobrze. Nie podrażniał wrażliwej skóry, całkiem nieźle złuszczał, pozostawiając skórę gładką i gotową na przyjęcie składników aktywnych z masek czy kremu. Chętnie do niego wrócę.
- Garnier - płyn micelarny do cery wrażliwej, który kupiłam rok temu w niemieckim Rossmannie. Powiem Wam, że polska wersja nie co różni się od niemieckiej. Polska jest przyjemniejsza, łagodniejsza, a niemiecka nieprzyjemnie pachniała, ale (w moim mniemaniu) lepiej domywała. Może w przyszłości do niego wrócę.
- Manufaktura kosmetyczna - panthenol, prawoślaz, żel aloesowy - z kwasem hialuronowym tworzą genialne serum do skóry suchej. Połączyłam wszystkie składniki i wyszło bogate serum, które mam zamiar używać wtedy kiedy przyjdą srogie mrozy. Bardzo polecam Wam robić swoje własne serum, według potrzeb skóry. Jak wykończę wszystko to chętnie zakupie nowe składniki i znów zrobię sobie serum.
- Revlon - podkład kryjący do cery tłustej i mieszanej, który od kilku lat jest dla mnie hitem. Ten egzemplarz kupiłam na allegro i chwile postał i... się zważył. Ostatni raz kupowałam coś z niepewnego źródła, za bezcen. Wolę dołożyć i kupić w drogerii. PS. w drogerii Uroda ten podkład na promocji kosztuje 25 zł. Już kupiłam następną sztukę.
- AA - pomadka do ust, kupiłam ją już dość dawno temu, za parę groszy. W zasadzie natłuszczała usta, ale nie zrobiła nic po za tym. Raczej do niej nie wrócę.
- Bielenda - masełko do ust, o zapachu malinowym. Ono w zasadzie też prawie nic nie robiło, oprócz natłuszczania ust. Raczej do niego nie wrócę.
- Catrice - kamuflaż w płynie, moje odkrycie tamtego roku! Aktualnie zużywam już trzecie opakowanie i wszystkie inne korektory przy nim mogą się schować! Niebawem recenzja.
- Rimmel Lasting Finish - korektor, najgorszy jaki używałam. Wchodzi w każdą, nawet najdrobniejszą zmarszczkę. Jest lekki ale bardzo nieestetycznie wygląda. Nie wrócę do niego!
- Bourjois Volume Reveal - tusz do rzęs, najlepszy jakiego używałam, od czasów Loreala. Od samego początku nie sprawiał problemów, gdzie inne tusze potrzebują swoje odleżeć. Idealnie rozdzielał rzęsy, wydłużał je i lekko pogrubiał. Robił naturalny efekt. W zapasach mam jeszcze jedną sztukę, także spodziewajcie się recenzji.
- Lovenue - płyn do mycia pędzli, to najlepsze co mnie spotkało! Gąbkę po podkładzie czyścił lepiej niż niejedno mydło! Wystarczyły 2-3 pompki i gąbka była czyściutka! Z pędzlami radził sobie jeszcze szybciej. Bardzo go polecam!
Ciało:
- Biały Jeleń - nawilżające kozie mleko, płyn do higieny intymnej. Kupiłam go raz przy okazji zakupów. Powiem Wam, że tak bardzo przypadł mi do gustu, że właśnie wykańczam drugie opakowanie. Jest delikatny, nie pieni się (w składzie nie ma SLSów), a dokładnie domywa, nie podrażnia. Skóra jest czysta i nawilżona. Jak skończę to opakowanie to kupuję następne!
- Nutka - mus pod prysznic, o zapachu gruszki i bergamotki. Jak on pięknie pachniał! Zapach idealny na lato, taki słodko kwaśny. Na pewno do niego wrócę!
- Rouge Cavailles - olejek pod prysznic, o zapachu olejku arganowego. Dla mnie jest to zapach orzechowy, który działa na mnie odprężająco i kojąco. Uwielbiam! Chętnie do niego wrócę!
- Palmolive - mineralny masaż - żel pod prysznic z drobinkami, które delikatnie masowały skórę. Pachnie świeżo i subtelnie. Uwielbiam ten zapach. Ten egzemplarz kupiłam w Niemczech. Ale polska wersja raczej niczym nie odbiega, bo jeśli mnie pamięć nie myli, już kiedyś miałam ten żel. Na pewno do niego wrócę!
- Organic Shop - żel pod prysznic o zapachu mięty. Pachniał taką prawdziwą miętą i chłodził. Idealnie sprawdził się w upały. W lato bardzo chętnie do niego wrócę!
- Rouge Cavailles - antyperspirant dla osób z nadpotliwością. Testowałam go w największe upały i powiem Wam, że się sprawdził. Mimo, że cała byłam spocona, pachy miałam suche i bez przykrego zapachu. Bardzo polecam go osobom z takim problemem.
- Dove Mineral touch - antyperspirant w sztyfcie, takowych używam kiedy jest chłodniej i kiedy jestem w domu. Lubię je, ponieważ mogę go użyć i zaraz zakładać bluzkę, bez obawy, że moje ubranie się pobrudzi. Teraz kiedy jest chłodniej, chętnie do niego wrócę.
- Adidas - antyperspirant, który jest moim hitem od kilku lat. Climacool uwielbiam i zawsze się sprawdza, ale Adipure mnie zawiódł. Wszystkie inne są ok, a ten jakoś mi nie leży. Ale do Adidasa zawsze wracam, nawet pomimo tego, że ma w składzie aluminium. Antyperspiranty bez tego pierwiastka niestety na mnie nie działają...
- Dove - antyperspirant w spray'u, używałam go w lato jako dopełnienie i wtedy kiedy nie do końca czułam się świeżo. Teraz, kiedy jest chłodniej używam go solo. Chętnie do niego wrócę.
- Lady Speed Stick - antyperspirant - to mój numer trzy, jeśli chodzi o tą sferę kosmetyków. Jest dobry, ale nienajlepszy, mimo to dla zróżnicowania, czasem do niego wracam.
- Golden Sun - olejek do opalania. Niestety nic o nim nie napiszę, bo on się po prostu przeterminował...
- Lirene - brązujący balsam do ciała. Słyszałam wiele na jego temat i walczyłam sama ze sobą, żeby go użyć. Jednak w głowie miałam moje błędy sprzed lat i wolałam odpuścić i go wyrzuciłam. Z resztą jego data ważności też była bardzo krótka.
- Linovill A+E - maść witaminowa. Rok temu, razem z G mieliśmy na dłoniach masakrę. Tak suchej skóry chyba nigdy nie miałam. Sucha, czerwona, popękana. Ta maść uratowała naszą skórę. Chętnie do niej wrócimy.
- SheFoot - krem przeciw rogowaceniom, który jest rewelacyjny! Po pedicure dopóki go używałam, nie miałam ani grama narastającego naskórka. Dopiero po odstawieniu skóra odrastała. Polecam go i chętnie do niego wrócę.
- BingoSpa - sól do stóp. Bardzo lubię używać takich rzeczy. Jednak ta sól nie robiła nic. Nie wrócę do niej.
Maski i próbki:
- Selfie project - maska w płachcie. Uwielbiam tego rodzaju maski, ale pod warunkiem, że ich zadaniem jest nawilżenie czy odżywienie skóry. Ta maska w zasadzie nie zrobiła nic większego. Nie wysuszyła skóry, lekko ją ukoiła i fajnie wyglądała na twarzy. Jednak wybiorę inne warianty.
- Zielone laboratorium - maska oczyszczająca - jest to maska glinkowa i powiem Wam, że całkiem fajnie oczyściła skórę. Jak ją gdzieś spotkam to chętnie ją kupię.
- Dermacol - maska detoksykująca - to było zaskoczenie, jak ta maska fajnie działała. Wchłonęła się w najbardziej przesuszonych miejscach. Po zmyciu moja skóra była odżywiona i promienna. Złagodziła moje podrażnienie na brodzie. Chętnie do niej wrócę.
- Dermaglin - natural efect - maska glinkowa, po której moja skóra była czysta, promienna i odżywiona. Lubię tą firmę, ich maski i często do nich wracam.
- Bielenda - oczyszczająca maseczka peel off z białym węglem. Nie zrobiła nic specjalnego z moją skórą. Nie wiem czy do niej wrócę.
- Lirene - mineralny zabieg oczyszczający - jest to kremowa maska, która nie robiła nic, albo robiła to bardzo delikatnie. Raczej do niej nie wrócę.
- AA - maska bąbelkująca oczyszczająca - moja twarz zaraz po nałożeniu wygląda jak chmurka! Bo maska bardzo szybko bąbelkuje. Skóra jest delikatnie odświeżona i wymasowana przez pęcherzyki powietrza. Chętnie do niej wrócę.
- Balea - maska w płachcie, bardzo ładnie pachniała, nawilżała i chłodziła skórę. Najlepiej sprawdzi się w ciepłe lub upalne dni.
- The Yeon - maska w płachcie z zieloną herbatą ma działanie odświeżające, łagodzące i lekko oczyszczające. Nawilżyła mi skórę i pozostawiła ją promienną.
- Alterra - chusteczki do demakijażu. W prosty i szybki sposób pomagały pozbyć się makijażu, ale mnie po nich lekko piekła skóra. Nie wiem czy do nich wrócę.
- Isana - maska na usta. Nie wiem czy trafiłam na felerny egzemplarz, ale moja maska była porwana. Mimo to, kawałki maski położyłam na usta. Efektów niestety nie było.
- Body Boom - peelingi do ciała. Ach jak one pachniały! Ach jaka przyjemna była po nich skóra! Ach jak pięknie prysznic był oświniony.. jestem w stanie to zaakceptować, dla tych efektów. Opakowanie mają bardzo niewygodne. Może do nich wrócę.
Czuję się rozgrzeszona. Nie jest tego bardzo dużo. Nie raz po miesiącu miałam więcej. Ale i tak jestem z siebie dumna, że tyle udało mi się zużyć!
A jak u Was denkowanie? Bierzecie udział w akcji listopad bez zakupów kosmetycznych? Ja tak, ale i tak przyznaję się do grzechu, że kupiłam olejek pod prysznic, ale on ma mi służyć do mycia pędzli. To się nie liczy, prawda? ;)
Pozdrawiam, AW.
Batiste Cherry był moim pierwszym suchym szamponem :D
OdpowiedzUsuńBardzo fajne produkty zużyłaś.
OdpowiedzUsuńCzy biorę udział w akcji - listopad bez zakupów kosmetycznych? mogę spróbować, bo jeszcze nic nie kupiłam :D
lubilam to serum z marion i tez mialam ten nawyk, teraz sobie psikam psikaczami bo mam sporo do zuzycia;)
OdpowiedzUsuńDezodoranty dove i adidas Climacool to moi zdecydowani faworyci! :)
OdpowiedzUsuńOgromne denko ;) Znam szampony z Batiste (nawet obie wersje zapachowe). Podkład Revlon mam, ale nie jest on moim ulubieńcem ;)
OdpowiedzUsuńWidze ukochane Batiste <3
OdpowiedzUsuńGratuluję denka. Całkiem sporo tego :) A co do listopada bez zakupów to ja nieoficjalnie biorę udział tzn. staram się nic nie kupować :D
OdpowiedzUsuńWow dużo tego :) ale super denko. Bardzo mi sie podoba ta Manufaktura Kosmetyczna :)
OdpowiedzUsuńfaktycznie nazbierało się tego sporo!
OdpowiedzUsuń